W 1972 roku rozeszła się w Krakowie wieść, że Wisła Kłodzińska, krakowianka z urodzenia, świeżo upieczona absolwentka wydziału prawa UJ, koleżanka ze studiów mojej Małgosi, wychodzi za mąż za artystę malarza.
Nas, jej współtowarzyszy picia kawy w RIO na ulicy św. Jana, żywo obchodził przyszły los Wisełki (bo tak ją nazywaliśmy), znanej z szybkości i zdecydowania „w poruszaniu się po mieście" u boku artysty. Później zaczęły rodzić się dzieci, u nas z końcem 1972 roku - Agnieszka, a u nich - Wisły i Staszka (wtedy już znałem jego imię) w 1974 - Andrzejek. Spacery z dziećmi po Plantach podtrzymywały studenckie przyjaźnie i ułatwiały przepływ informacji o artystycznych dokonaniach Staszka do nas, zainteresowanych sztuką przez duże S. Słyszało się o wystawach, zrazu krajowych: w warszawskiej Zachęcie, w BWA we Wrocławiu, w Zakładach Szadkowskiego w Krakowie, w Pałacu Sztuki... Później przyszły wystawy międzynarodowe: w Bayreuth, Darmstadt i Bonn (wystawa polsko-niemiecka), czy w Koszycach w ówczesnej Czechosłowacji. Lata osiemdziesiąte to plenery i poplenerowe wystawy w Mirabelle, Laville, Edienne we Francji, w Paryżu w galerii Mansarde. Jeszcze po drodze były Dusseldorf, Norymberga, Neustadt i Bielefeld w RFN, Gavorrno we Włoszech, Lilie we Francji oraz Ćsongrad i Szeged na Węgrzech...
Mógłbym tymi wspomnieniami i wyliczankami zapełnić jeszcze kilka stron, ale nie to jest przecież celem tego wstępu. Chcę jedynie podkreślić, że artysta, mimo swej ogromnej aktywności zagranicznej, nie zapomniał o Polsce, o swoim ukochanym Krakowie, którego jest wedle przedwojennej miary obywatelem, bo posiada nieruchomość. I w którym były prezentowane jego obrazy na kilkudziesięciu wystawach indywidualnych i z zaproszonymi kolegami. Jedna z nich - wystawa "dwóch Stanisławów": Batrucha i Puchalika w krakowskim BWA, w 1989 roku zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Film wideo, który zrobiłem swoją prywatną kamerą, oglądałem kilkanaście razy. odkrywając coraz to nowe wartości w twórczości dzisiejszych profesorów krakowskiej ASP. Wystawą byłem zaskoczony i oczarowany tak jak inni wielbiciele jego malarstwa. Zamarzyłem wtedy o jego obrazach i te marzenia zaczęły się zwolna spełniać. Nasze kontakty towarzyskie rozwijały się dynamicznie, zwłaszcza po 1976 roku, kiedy to na wniosek ZPAP Wydział Lokalowy przydzielił artyście nową pracownię. Mieściła się ona na ulicy Szewskiej w świeżo odrestaurowanej kamienicy Pod Lewkiem. Był to jeden z najciekawszych okresów w jego twórczości i życiu osobistym. Dom otwarty. Tłumy gości. Marzenia z hasłem "bardziej być niż mieć". Entuzjazm. Zabawy.
Los chciał, że od 1996 roku prezesuję najstarszemu w tej części Europy Towarzystwu Przyjaciół Sztuk Pięknych, w którego Pałacu Sztuki organizowane są od prawie stu lat wystawy znakomitych polskich artystów, do których niewątpliwie należy Stanisław Batruch. Gdy podczas trwania wystawy Juliusza Joniaka zaproponowałem mu zorganizowanie jego indywidualnej wystawy, odmówił, twierdząc, że nie jest jeszcze gotowy, ale w rok później wyraził zgodę i teraz w czerwcu 2000 roku prace tego znakomitego artysty możemy podziwiać w Pałacu Sztuki.
Życzymy mu dalszych sukcesów, zarówno artystycznych jak i w życiu osobistym.
Zbigniew Kazimierz Witek