Krystyna Nowakowska
Krystyna Nowakowska jest filigranową damą o mocnym charakterze i takie są również jej rzeźby: delikatne z pozoru i uduchowione, lecz w istocie silnie skonstruowane i nieodparcie logiczne w swym pozornym rozwichrzeniu. „Jakie to kobiece! za-chwyciła się pewna pani przed jej dziełami" - pisze krytyk, którego cenię za wrażliwość i celność sądów, Jolanta Antecka we wstępie do katalogu artystki, a potem rozprawia się z pojęciem rzeźby, lub, szerzej - sztuki „kobiecej". I ma rację, bo, istotnie, sztukę dzieli się na dobrą i złą, zaś wszystkie inne podziały bywają trudne do obronienia. Jeśli jednak istnieje w sztuce Krystyny Nowakowskiej coś kobiecego - to jest nim subtelność traktowania motywu, pewien, niedostępny mężczyźnie, lub też osiągany z widocznym mozołem wdzięk, ów nieuchwytny i niemożliwy do zdefiniowania charme zwany po polsku czarem, urokiem, lub - niepięknie może, lecz trafnie - wabikiem, który przyciąga widzów i zjednuje sympatię. Dla dzieł i ich autora, która jest w sztuce równie cenna jak podziw, a może cenniejsza nawet.
Sztuka kobieca jako taka zatem nie istnieje. Lecz w wokabularzu krytyki i Słowniku Terminologicznym Sztuk Pięknych jedynie, gdyż psychologowie coraz głośniej mówią o „płci mózgu", a teoretycy sztuki coraz chętniej słuchają ich argumentów, gdyż rozwój sztuki ostatnich lat stu zwłaszcza, w których panie zajęły się profesjonalnie twórczością, ich do tego upoważnia.
Mężczyźni bowiem, będący wg feministek nieudanymi, lub też niedokończonymi przez okrutną naturę kobietami - uciekają chętnie w świat abstraktów, czystych pojęć i myślowych spekulacji; kobiety, przeciwnie, śmiało patrzą rzeczywistości w oczy i nigdy nie tracą bliskiego bądź też bezpośredniego nawet z nią kontaktu. Nawet wówczas, gdy posługują się metaforą.
Wszystkie pozostałe wysuwane przez fin de sieciowych zwłaszcza mizoginów argumenty z przyrodzonymi jakoby kobiecie skłonnościami do ornamentu i bezcelowego szastania formą nie wytrzymały próby czasu i jego krytycznej selekcji.
Krystyna Nowakowska jest widomym i przekonywującym zaprzeczeniem tych, rzekomych cech sztuki zwanej „kobiecą", z tej chociażby racji, że również jej rzeźby wyrastają bezpośrednio ze sztuki antyku i mają swe korzenie w Egipcie, Grecji (przy czym nie od rzeczy będzie przypomnieć, że surowy a nawet toporny nieco porządek dorycki zwano do niedawna „męskim" dla odróżnienia jego wyrazu od wyrafinowanego, więc „kobiecego" jakoby porządku korynckiego) i Rzymie, w opracowanych przez nich regułach kanonu czyli miary oraz idealnych proporcjach ludzkiego ciała, w których niewoli pozostajemy już od lat paru tysięcy. Tych samych, z których ducha zrodziło się bon mot, a może nawet dewiza Mistrza Dunikowskiego - „Sztuka zrobiona na uczucie może olśnić; sztuka zrobiona na rozum - trwa".
Mistrzowi na przekór Nowakowska tworzy na uczucie i na rozum. Nie aby epatować gwałtownością przeżycia i głębią logicznych spekulacji, lecz z wewnętrznej potrzeby, widząc w równowadze, bądź też harmonijnym współbrzmieniu obu tych przymiotów ludzkiej natury najgłębszy sens artystycznej wypowiedzi. Czyli to, do czego dąży i co już osiąga, jeśli spełnienie marzeń jest u prawdziwego artysty w ogóle możliwe.
Więc znów starożytna zasada temperantio, umiaru i aurea medium, złotego środka dążąca do zachowania równowagi między organicznie ze sobą związanymi elementami dzieła.
Takie też są wczesne rzeźby artystki (z połowy lat osiemdziesiątych zaledwie, gdyż nie zdążyła jeszcze dorobić się imponującego długością curriculum vitae). Pod nowoczesną formą jej wczesnych prac w rodzaju Kolejka trwa (1985 r.), pod aktualną tematyką obalenia żelaznej kurtyny w cyklu Mur berliński (1989 r.) bije serce starożytności. W równym rytmie stojących szeregiem przysadzistych postaci, w kolumnadzie brandenburskiej bramy, w wąskim jeszcze prześwicie poziomego prostokąta martwego muru, w którym stoi samotna postać, w symetrii ażurów Samotności, przejmującej kompozycji złożonej ze ściany, w której jakaś potężna siła odcisnęła negatyw bezlistnego drzewa, zabitego deskami okna i postaci odchodzącego człowieka w nasuniętym na oczy kapeluszu.
Zarówno w cyklu Mur berliński, jak Samotności za¬rysowała się jedna jeszcze, nader istotna cecha sztuki Krystyny Nowakowskiej - a mianowicie naturalne i samoistne jakby odmaterializowanie formy jakie daje po¬wolne wietrzenie skały bądź korozja metalu, jako znak nieuchronnie mijającego czasu. Proces ów będzie narastał i przybierał na sile
Erozja będzie postępować i drążyć masyw rzeźby. Wytrwale i konsekwentnie aż do chwili, gdy zmieni się ona w zarys pierwotnej bryły jedynie, w będący jej istotą kościec jakby. Niebawem przemiany pójdą jeszcze dalej - artystka zacznie konstruować swe dzieła z falujących i powyginanych taśm metalu, budować je z linii i płaszczyzn, pomiędzy którymi otwierają się głębokie prześwity. Zabieg ów - poza jakże współczesnym traktowaniem przestrzeni wewnętrznej rzeźby, podkreśla - poprzez odsłonięcie i ujawnienie struktury - siłę i klarowność decyzji rzeźbiarskich. A ponadto odbiera masywnemu brązowi przyrodzony mu ciężar, sprawia, że metal staje się materiałem lotnym.
Stopniowo przemiany sztuki Krystyny Nowakowskiej sięgną samych podwalin sztuki trójwymiarowej. Odrzuca hegemonię właściwej rzeźbie klasycznej równowagi pionów i poziomów z zaznaczeniem łączącego je kąta prostego oraz ich spokojną statykę tym samym. W ich miejsce wprowadza dynamiczne skosy i lotność kształtu tak właśnie, jakby również jej wyobraźnia przekroczyła granice dzielące rzeźbę helleńską od hellenistycznej. Obecny od początku w jej sztuce dramatyzm i skłonności do niego nabrzmiewa, lecz zmienia się jego zabarwienie: coraz częściej pojawia się pozytywna, ciepła emocja. Droga do wielkiego cyklu Aniołów stanęła otworem.
Skąd jednak ów, wdzięczny, acz ezoteryczny motyw zjawił się w sztuce tak silnie z rzeczywistością związanej artystki? Czy uległa presji lat, zafascynowanych - po raz pierwszy od czasów św. Tomasza z Akwinu zwanego wszak „Doktorem Anielskim" - tak mocno owymi istotami czy też bytami raczej o wszelkich cechach czystego, bezcielesnego pojęcia? Wszak Grecy określali Anioły mianem pneuma, tchnienia, któremu nasze skłonności do przedmiotowego myślenia nadały konkretny kształt, a właściwie wcieliły w postać skrzydlatego Geniusza, gdyż skrzydła, bądź szerzej - pióra, są symbolem lekkości, lotu, a nawet wolności. W tym również myśli.
Otóż niematerialny i choćby tylko przez to tajemny i dostępny jedynie wtajemniczonym motyw anioła ma również konkretną genezę: przed niezbyt wielu laty artystka wykonała cykl Impresji antycznych. Jedną z rzeźbionych postaci ofiarowała pewnej znajomej, która spontanicznie nazwała ją Aniołem. I tak to się zaczęło, od szczęśliwego mariażu konkretu ze skojarzeniem.
Krystyna Nowakowska zaczęła rzeźbić Anioły, a ponieważ wszystko co czyni, czyni rozważnie w myśl starożytnej dewizy quidquid agis prudenter agas et respice finem - cokolwiek czynisz czyń rozważnie i spoglądaj końca - również w tym wypadku podeszła do tematu z całą powagą. Zaczęła studiować angelologiczną literaturę, rozważyła wszystkie płynące z niej nauki oraz możliwości i przyjęła właściwy sobie sposób postępowania, w którym łączy dobrą tradycję z nowoczesnym traktowaniem formy i własnymi przekonaniami w rzędzie pierwszym.
Choć zatem Anioł jest bytem niematerialnym i pozbawionym kształtu, zaczem daje nieograniczone możliwości interpretacji - nadała mu, zgodnie z naszą tradycją, ludzką formę, bowiem najchętniej porozumiewamy się za pośrednictwem tego, najbliższego nam i najbardziej zrozumiałego medium. Jej Anioł jest kobietą, bądź ściślej - jest aniołem kobiecym, choć zarówno biblia, jak ikonografia schyłku starożytności i całego średniowiecza przekazała nam obraz męskiego, często bezskrzydłego anioła, boć przecie tylko tacy mogli spodobać się mieszkańcom Sodomy, do której Bóg ich wysłał z misją uprzedzenia Lota o rychłej zagładzie miasta; tylko bezskrzydli aniołowie musieli też korzystać z drabiny w śnie Jakuba i walczyć z nim przez noc całą. Wzorzec ten przełamał dopiero w XV. stuleciu Giovanni di San Govanni, czym wywołał zachwyt, choć również niemały skandal i sprzeciwy ortodoksów, widzących w ponętnie zaokrąglonym Aniele zgorszenie i obrazę Boską. Od jego czasów jednak płeć Anioła zależała wyłącznie od artysty i jego mecenasa, podobnie, jak skrzydła, które skądinąd nigdy nie były niezbędnym atrybutem boskich posłańców, gdyż właśnie to znaczy słowo angelos.
Mają postać kobiecą natomiast, bo anioły kojarzą się artystce z matką, z jej opiekuńczością, z dzieciństwem zatem, z wszystkim co dobre i najlepsze, choć bywają wszak również anioły zwiastujące gniew boży i wykonujące na kształt oprawców jego surowe wyroki. Jacy są jednak Aniołowie i ilu ich jest we wszystkich chórach niebiańskich?
Czternastowieczni kabaliści ustalili z właściwą sobie skrupulatnością liczbę aniołów na 301 655 722. Ich następcy poszerzyli jednak tę rzeszę niepomiernie, dochodząc do wniosku, że nie tylko każdy człowiek, lecz również każda żywa istota a nawet każda rzecz ma swego niebiańskiego opiekuna, co dało artystce wprost nieogarnione możliwości interpretacji i takąż skalę uczuć i form. Stąd bierze początek Anioł wież WTC, których dymiące zgliszcza widziała na własne oczy, podobnie jak Anioł po¬kory, Ziemi i Wiatru. Właśnie - wiatru, bo wyobraźnia artystki przekroczyła również niemożliwe, jak się zrazu wydawało, do przekroczenia granice motywu i zaczęła dążyć do wyrażenia czystego, wolnego od wszelkich skojarzeń ruchu, do swobodnego baletu form, będących marzeniem każdego rasowego rzeźbiarza.
Jerzy Madeyski